Może nie znam się na dobrym kinie. Może jestem za bardzo zmęczona. W ciągu niecałej godziny usłyszałam dwie skrajnie różne recenzje. Poszłam sprawdzić, co ja o tym wszystkim sądzę (czyt. czy tak jak mój kolega jestem bezgustowną kretynką). Po dziesięciu minutach niespokojnie
zaczęłam kręcić się w fotelu, myśląc, że nie wytrzymam tej szatkownicy złożonej z obrazów, słów i faktów. Wiem, może trzeba było pójść lepiej przygotowanym. Jak na poważną klasówkę... Dałam radę półtorej godziny. W końcu stwierdziłam, że mam dość. Olałam wydane pieniądze, stawiając na komfort własnej psychiki. Film określiłabym trzema znanymi słowami: wszystko, wszędzie, naraz...
Zgadzam się. "Wszystko, wszędzie, naraz" to była moja pierwsza myśl po obejrzeniu tego filmu.
Moja przyjaciółka pierwszy raz w życiu zasnęła na seansie na tym filmie. Mi cudem udało się powstrzymać.
Swoją drogą "Wszystko Wszędzie Naraz" to świetny film :)